Menu

poniedziałek, 20 czerwca 2016

56. "Uda nam się powrócić. Otrząśniemy się po tej stracie, wyzwolimy się z ciemności."

Seria: Szklany Tron
Tytuł: Królowa Cieni
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 844
Ocena: 10/10

Opis: Celaena Sardothien do tej pory traciła wszystkich, których kochała. Zamordowano jej rodziców, jej ukochany, Sam, także zginął w męczarniach. Jej przyjaciółka, Nehemia, poświęciła życie, by Celaena mogła odkryć swoje dziedzictwo i pójść za przeznaczeniem… Ale dość tego. Teraz, gdy okiełznała już swoją moc, nadszedł czas na zemstę. Dziewczyna znana do tej pory jako Zabójczyni Adarlanu zniknęła – narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa podbitego przez Adarlan Terrassenu.
Nadszedł czas walki o wszystko, co ważne. Aelin wraca do Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej bliskich, odzyskać tron i stanąć twarzą w twarz z cieniami przeszłości. A przede wszystkim po to, by chronić tych, którzy jej pozostali.
Przed nią zadanie prawie niemożliwe do wykonania. Jej przeciwnicy mają po swojej stronie mroczne siły, a Aelin w Adarlanie pozbawiona jest swojej magii, która pozwala jej władać ogniem. Może jednak liczyć na swoich towarzyszy – kuzyna Aediona, Chaola, Lysandrę i przede wszystkim na Rowana. Rowana – walecznego księcia wojownika Fae, jej carranam, bratnią duszę – do którego zaczyna żywić coraz bardziej płomienne uczucia.

Powraca by podpalić świat.

Zaczynam od ostrzeżenia! Ta książka to jedna wielka drama, autorka co chwila zrzuca fabularne bomby, a po skończeniu siedzi się i płacze z miliarda powodów. Potrzebujecie jeszcze jakichś powodów, żeby ją przeczytać? Jeśli już zaczęliście tą serię to pewnie nie. Ja po prostu co chwila umierałam, nie potrafię określić tej mieszanki emocji, jaka we mnie dalej siedzi po skończeniu „Królowej Cieni”. Ta książka ma 844 strony, większej chyba nie posiadam i mogę z dumą powiedzieć, że nie połamałam jej grzbietu, a podczas czytania zapominałam, jaka jest ciężka, odkrywałam, że ręce mnie bolą dopiero, jak musiałam ją odłożyć.

Generał uśmiechnął się do swej królowej, bo w tej oto chwili cały świat trafił szlag.”

Sarah J. Maas, moja mistrzyni, kocham ją i pewnie bym jej nienawidziła, gdybym sama nie znała tego zabawnego uczucia podczas pisania, kiedy zamęczasz cudowną postać, ale myślisz jak zareaguje czytelnik i chcesz się zaśmiać jak prawdziwy szatan. Tym razem autorka popłynęła zupełnie, po dwóch pierwszy stronach musiałam przestać czytać, bo początek zabolał. Ona po prostu od początku postawiła na łamanie mi serca! Każdego, kto już czytał „Dziedzictwo Ognia” uprzedzam – to nie był koniec sceny w sali tronowej. Gotowi na perspektywę Doriana? Bo ja nie byłam! Chciałabym spróbować jakoś się odnieść do fabuły, ale nie potrafię nawet ułożyć zdania, które nie byłoby spoilerem, więc ograniczę się do stwierdzenia: plot twisty atakują z każdej strony. Ma to naprawdę wiele powodów, Maas sama w sobie jest nieprzewidywalną autorką, udowodniła mi to zakończeniem, większości postaci nie da się tutaj przypisać żadnych etykietek, nie można ich zaszufladkować, są zbyt złożone, muszę to przyznać nawet mojemu osobistemu nemezis – Królowi Adarlanu, poza tym każda decyzja ma tutaj zaskakujące konsekwencje. Autorka daje nam sporo nadziei, każe nam myśleć, że coś zrobi, a potem odwraca kota ogonem, dostajemy fałszywe tropy, co chwila okazuje się, że ktoś skłamał, nie powiedział całej prawdy, dowiadujemy się czegoś, potem znowu coś się zmienia i w końcu się okazuje, że nasze przewidywania były zupełnie błędne. Kocham to! Nie ma nic gorszego od przewidywalnej do bólu książki. „Królowa Cieni” jest ich odwrotnością.

Byli wykuci z tej samej stali. Byli dwiema stronami tej samej złotej, wyszczerbionej monety.”

Nie byłabym sobą, gdybym chociaż chwili nie poświęciła postaciom, tym ukochanym i tym, dla których urządziłabym konkurs na najbardziej znienawidzoną osobistość serii. Od początku kochałam tą serię za wielowymiarowych bohaterów, którzy potrafili zupełnie podbić moje serce. Nikt tu nie jest do końca taki, jak się na początku wydaje, żadna postać nie jest jednowymiarowa, Maas potrafi tak wszystko napisać, że nawet król, który wydaje się nam uosobieniem zła, ma w sobie też coś, dzięki czemu można zobaczyć w nim też człowieka. (Nawet, jeśli to najbardziej znienawidzony przeze mnie człowiek w całej galaktyce!) Jakiś czas temu stwierdziłam, że w swojej drugiej serii autorka przegięła przedstawiając główny czarny charakter, w „Szklanym Tronie” tego nie ma, nikt nie jest przerysowany i nie wydaje mi się przez to nierealny. W „Królowej Cieni” autorka co chwila bawi się naszymi emocjami, ja dalej nie wiem, jak to się stało, że Chaol w jednej chwili zrobił się taki okropny, normalnie przez pół książki chciałam wejść do środka i nakopać mu w cztery litery! Shipowaliście Chaolenę? Jeśli tak, to współczuję Wam z całego serca. Co chwila zmienia się też Manon. Ja od początku wiedziałam, że ona nas jeszcze zaskoczy! Po prostu czułam, że nie będzie wiedźmą bez serca! Tak samo wiedziałam, że Asterin też się coś dostanie, i tak, kocham ją! Poza tym Rowan i Aedion – cały czas byłam przekonana, że ci dwaj zagryźliby się po pięciu minutach znajomości, ale tworzą taki genialny duet, że nie przyjmuję do wiadomości, że mogliby nie pojawiać się razem w kolejnych częściach. I się pytam czemu nie urządzili tego konkursu sikania na odległość?! Aelin nadal mnie zaskakuje. Moje Ogniste Serce, moja królowa, moja zabójczyni! Jestem z niej coraz bardziej dumna, patrząc, jak dorasta. Nie ma już narwanej Celaeny, w której się zakochałam i którą nadal kocham, za to mamy młodą królową, gotową zabijać za swoje królestwo i swój dwór, dla której dam wykroić sobie serce. Na początku nie zauważałam różnicy między Celaeną, a Aelin, ale kiedy w Twierdzy Zabójców jeszcze raz zmieniła się w Zabójczynię Adarlanu dotarło do mnie, że to dwie zupełnie różne dziewczyny. Muszę też dodać, że mimo że Aelin to „ziejąca ogniem królowa suka” gotowa podpalić świat, żeby walczyć o swoje, jest też wyważona w drugą stronę. Dalej jest młodą dziewczyną, na którą spadło zbyt wiele odpowiedzialności i tragedii. Poza tym o postaciach mogłabym tu nawijać cały dzień, wszystkie są w pewien sposób urzekające. Zachwycam się ich różnorodnością już od pierwszej części. Teraz do gry wchodzą też bohaterowie z nowelek. Pamiętacie Lysandrę? Lepiej sobie o niej przypomnijcie, a jak nie wiecie o kogo chodzi, to lećcie czytać „Zabójczynię”! W tej części prequele nabierają znaczenia. Chciałabym powiedzieć jeszcze coś o Dorianie, ale nie wiem jak się wypowiedzieć, bo też zaspoileruję. Dalej jest moim niebieskookim księciem, którego należy chronić przed wszystkim, co złe i to nigdy się nie zmieni.


Byłeś taki silny, taki cudowny... Nie mogłem pozwolić na to, by cię zabrali.”

„Królowa Cieni” to genialna kontynuacja. Autorka znowu udowadnia, że stać ją na jeszcze więcej. Dostajemy dramy, cudowne relacje, zaskakujące zwroty akcji i taką burzę emocji, że do teraz się dziwię jakim cudem moje serce jeszcze nie wybuchło. Maas coraz bardziej poszerza wykreowany przez nią świat, jej postacie dorastają i kształtują na nowo. Poza tym o ile się nie mylę, jest kolejną autorką, która nawiązuje do legendy o Królu Kruków, tylko robi to w sposób... Cóż, dość przerażający. Czytając „Królową Cieni” niczego nie można być pewnym, lepiej po prostu się przygotować na kolejne zaskoczenia. Na pewno nie da się przy niej nudzić. Ostatnie 140 stron jest chyba najlepsze, momentami aż zapominałam o oddychaniu! Nie mam żadnych zastrzeżeń, poza „kosmetyką” – w kilku miejscach trafiłam na zjedzone literki w druku i srebrne literki z okładki znikają w zastraszającym tempie. Na wszystkich innych częściach napisy dzielnie się trzymają, tylko z tej jakoś tak uciekają. Co mogę jeszcze powiedzieć? Chyba tylko to, że szczerze boję się, jak świetna okaże się kolejna część, ale nie obchodzi mnie to, bo potrzebuję jej teraz, zaraz, natychmiast!

7 komentarzy:

  1. Ale kusisz... Szczególnie tymi słowami, że ta końcówka jest taka cudowna! A przede mną jeszcze Dziedzictwo ognia... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam koniec to cisza przed burzą, czuję to, ale przez nią się rozpłakałam z ulgi. Czytaj szybko, Dziedzictwo też jest genialne! :D

      Usuń
    2. Ojej, aż płakać można przy tym?! To już się naprawdę boję, co ta Maas tam nawypisywała. ;)

      Usuń
  2. Widzę te książkę na coraz większej ilości blogów. Nie czytuję fantastyki, ale sam fakt grubości tej książki sprawia, że podziwiam wszystkich, który po nią sięgają :p
    Bloga mam już w obserwowanych, spodobał mi się bardzo :)
    Pozdrawiam!
    http://papierowenatchnienia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat gustuję głównie w fantastyce. Grubość to nie problem, jak się człowiek wkręci, ja jestem z siebie dumna, że nie połamałam grzbietu! :D
      Cieszę się, że blog się spodobał! Też pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Kurcze, już chcę ją przeczytać, ale przede mną jeszcze 3 pierwsze tomy, ale mam nadzieję je przeczytać jeszcze w te wakacje, ponieważ tak sobie zaplanowałam, ale czy mi to wyjdzie, nie wiem. Oby :)
    pomiedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziko kibicuję, żeby Ci się udało! Znam te plany na wakacje, niby tyle czasu, ale ciągle coś wypada i nie ma kiedy czytać. </3

      Usuń