Menu

czwartek, 14 lipca 2016

57. I’m too busy trying not to be in love with someone who isn’t real.

Tytuł: Simon oraz inni Homo Sapiens (ang. Simon vs. The Homo Sapiens Agenda)
Autor: Becky Albertalli
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ilość stron: 301
Ocena: 10/10
Opis: Ukrywający swoją orientację seksualną szesnastoletni Simon Spier uważa, że miejsce dramatów jest na scenie teatralnej. Jednak kiedy napisana przez niego wiadomość mailowa wpada w niepowołane ręce, pojawia się ryzyko, że jego wielki sekret ujrzy nagle światło dzienne. Simon pada ofiarą szantażu: jeśli nie zostanie swatem dla klasowego błazna, Martina, wszyscy dowiedzą się, że jest gejem. A co gorsza, w niebezpieczeństwie znajdzie się także Blue, chłopak, z którym Simon wymienia maile.
W wąskiej grupce przyjaciół Simona pojawiają się coraz częstsze spięcia, korespondencja mailowa z Blue z każdym dniem robi się coraz gorętsza, a spokojne dotąd życie Simona zaczyna się dziwnie komplikować. Niechętny wszelkim zmianom chłopak musi znaleźć sposób na wyjście ze swojego bezpiecznego kokonu, zanim zostanie z niego brutalnie wypchnięty – i to tak, żeby nie zrazić do siebie przyjaciół, uniknąć kompromitacji i nie zepsuć tego, co rodzi się między nim a najcudowniejszym i najbardziej tajemniczym chłopakiem, jakiego dotąd spotkał.

"Ludzie rzeczywiście są jak domy o wielkich pokojach i mikroskopijnych oknach. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie przestajemy siebie zaskakiwać."

Nie lubię się z obyczajówkami. Nie, po prostu nie potrafię się wkręcić w te historie, nie czuję ich, nie przeżywam... A jednak coś czasem potrafi mnie złapać, na przykład taki Simon. Tak, wiem, polecieć na książkę, bo nie jest o hetero, pewnie to płytkie. Problem w tym, że wszystkie romanse dziewczyna – chłopak wydają mi się już takie same, mam wrażenie, że to wszystko już było. Kiedy dostaję nastoletniego geja, który przypadkiem trafia w niezłe bagno, po prostu krzyczę z radości. Zawsze. Kiedy jeszcze okazuje się, że to moja bratnia dusza (no poza shipowaniem Drarry, ale to za chwilę) to jestem w niebie. Simonie Spier, możesz sobie być fikcją ale od teraz się kumplujemy!
Chyba każdy przyzna, że nie ma zbyt wielu książek o tej tematyce. Niewielu autorów, których miałam okazję czytać, rusza postacie nieheteroseksualne. I tak – to jest drugi powód, dla którego zainteresowałam się tą książką. (Pierwszym był tytuł, no proszę! „Simon vs. The Homo Sapiens Agenda”? To brzmi jak moje życie!) Jednak po przeczytaniu mogę z czystym sercem powiedzieć, że sukces tego tytułu leży w czym innym. Autorka przedstawiła wszystkie postacie bardzo naturalnie. Bez przeginania, bez wyraźnego zaznaczania, kogo powinniśmy polubić, a kogo nie. To wyszło po prostu tak, jakby oni zostali wyciągnięci z jakiejś przypadkowej szkoły i włożeni do książki. Z czystym sercem mogę powiedzieć, że co jakiś czas mamrotałam do książki „Hej, to o mnie!”. No i tak, w gruncie rzeczy miało być o gejach, ale wyszła bardzo przyjemna historia o licealistach. Najgorsze, co mogło z tego wyjść, to ciągłe podkreślanie orientacji seksualnej. „No bo jakie to ciężkie, przykre i okropne może być życie nastoletniego geja. Przecież on jest homo!”  - i tak dalej i tak dalej. To by było po prostu złe. Pani Albertalli tego nie zrobiła i chwała jej za to! Simon jest po prostu normalnym nastolatkiem! Ma swoje problemy z rówieśnikami, rodziną, zakochuje się... I nie przepuszczę tego – shipuje Drarry! Może to nie moja para, ale czytanie fanfików przez całe wakacje? O ludzie, jakbym widziała siebie. Poza tym dość często w mojej głowie pojawiały się te same myśli, co chwilę później w książce.
W całości książka jest bardzo przyjemna, chociaż zdecydowanie za krótka. Przeczytałam ją w dwa dni - zrobiłabym to w jeden dzień, ale musiałam iść do pracy. Główne wątki: szantaż i maile z Blue potrafią zupełnie pochłonąć. Najlepsze było zastanawianie się, kim jest Blue. Miałam trzy teorie i żadna się nie sprawdziła. Z jednej byłby całkiem kochany ship, ale jednak prawdziwa tożsamość miłości Simona okazała się równie kochana, interesująca i zadowalająca. Nie zdradzę nic, bo jak już wspomniałam, to jest najlepsza zabawa. Pobawcie się w Sherlocka, kombinujcie, kim jest ten uroczy, skryty chłopak, obiecuję, że się nie zawiedziecie. Styl autorki też wiele dodaje powieści. Pani Albertalli pisze lekko i przyjemnie, a przy okazji ma poczucie humoru. Po prostu wszystko to, co tygryski kochają najbardziej. Dzięki temu „Simona” czyta się szybko i ciągle chce się więcej. Widać, że autorka sama dobrze pamięta, jak to jest być w liceum, mieć te szesnaście lat i... być zakochanym w Harrym Potterze! Podsumowując, wszystko tu jest na swoim miejscu, postacie są prawdziwe, normalne, po prostu jak my, co pomaga się świetnie wczuć w akcję, a przy okazji są niebanalne. Książka jest autentyczna, fabuła interesująca, zakończenia wątków zaskakują, a całość jest świetnie napisana. Czego chcieć więcej? Kolejnych powieści Becky Albertalli! Po cichu mam nadzieję, na wydanie „The Upside of Unrequited” i ewentualnie czegoś jeszcze, o ile coś powstanie. (Oby powstało, ja tak ślicznie proszę!)

Bo może to właśnie jest coś wielkiego. Może to coś cholernie i niesamowicie ogromnego.
Może chcę, żeby właśnie tak było.”