Menu

piątek, 1 sierpnia 2014

1. "Gotowa, jeśli ty jesteś gotów"

TRYLOGIA CZASU

Skrótem:
Czerwień Rubinu
Błękit Szafiru
Zieleń Szmaragdu

Autor: Kerstin Gier

Wyd. Literacki Egmont

Główną bohaterką książek jest szesnastoletnia Gwendolyn Shepherd. Dziewczyna z dnia na dzień odkrywa, że to ona, a nie jej kuzynka Charlotta, jest obdarzona genem podróży w czasie. Drugim podróżnikiem jest Gideon, bezczelny, arogancki, ale bosko przystojny młodzian. Gwen zakochuje się w nim już po kilku dniach znajomości. Większość pozostałych podróżników już nie żyje. Jedynie Lucy i Paul (pomijając Gwen i Gideona), również podróżnicy żyją, ale oni uciekli w przeszłość razem z wehikułem czasu - chronografem. Bohaterka musi rozwiązać wiele tajemniczych zagadek z przeszłości i stawić czoła groźnemu hrabiemu de Saint Germain.
~from Wikipedia

Cupcake stwierdza 9/10.


A teraz coś ode mnie.
Jakieś trzy lata temu (może więcej, może i mniej) pewne młodzieżowe pisemko zorganizowało konkurs literacki. Młoda naiwna Cupcake rzuciła się do pisania, nabazgrała coś i wysłała w nadziei, że uda jej się zgarnąć główną nagrodę - właśnie Trylogię Czasu Kerstin Gier. Jak można się domyślić moja marna pisanina nie zwróciła na siebie niczyjej uwagi i musiałam obejść się smakiem. Jako totalny książkoholik najchętniej nie przepuściłabym żadnej okazji do zaadoptowania nowej książki. A najlepiej za darmo. Bo książki są zdecydowanie za drogie. Róbmy protest! Tak. Wracając do tematu... Musiało minąć sporo czasu nim ponownie przypomniałam sobie o Trylogii Czasu. Jakiś czas temu odkryłam, że moja ukochana biblioteka posiada wszystkie tomy! Moje szczęście jednak nie trwało długo - Czerwień Rubinu była akurat wypożyczona i musiałam poczekać. Kiedy jednak w końcu dostałam ją w swoje łapki nie mogłam przebrnąć przez prolog. Nie lubię mieć wyznaczonego odgórnie terminu przeczytania danej książki, a miałam ze względu na to, jak bardzo rozchwytywana jest ta trylogia w mojej bibliotece i na moje wyjazdy.
Dopiero kolejnego dnia, zdając sobie sprawę, że już następnego muszę pokazać się w bibliotece z przeczytaną książką, zasiadłam do lektury. Wciąż nie mam pojęcia, co kryje się w tym fragmencie, że musiałam tyle razy go czytać. Ale potem nawet nie zauważyłam, kiedy zaszło słońce i trzeba było odłożyć dalsze zagłębianie się w historii Gwenny na kolejny dzień. Nie powiem, wciągnęło mnie, mimo że czytałam z lekkim przymusem. Dopiero jednak druga połowa Czerwieni zaczęła podbijać moje serce. Przewracając ostatnią stronę, nie wierzyłam, że to koniec tej części. Tak, jestem dość specyficzną osóbką i nim odniosłam książkę znerwicowana krążyłam wściekle po pokoju, złorzecząc wszystkim po kolei. Najbardziej temu, że przez wyjazd musiałam trwać w niepewności przez kolejne długie ponad dwa tygodnie (w przerwie w końcu przebrnęłam przez pierwszy rozdział "Micro", na którym się zacięłam się już wieki temu!). Wręcz zbawieniem było to, że dwa dni po powrocie udało mi się wyskoczyć do biblioteki i już czekały na mnie Błękit Szafiru oraz Zieleń Szmaragdu. Drugi tom trylogii towarzyszył mi w Bieszczadach i wciąż nie umiem pojąć jakim cudem skończył mi się tak szybko. Podobał mi się chyba najbardziej z całej Trylogii, co jest niemałym zaskoczeniem, gdyż zwykle moje serce podbija pierwsza część. Och, może to "wina" Xemeriusa albo tych wszystkich emocji i mnóstwa akcji upchniętych w tym tomie. Po skończeniu nosiło mnie bardziej niż po Czerwieni. Wydaje mi się, że nieco wystraszyłam siostrę moim niezadowolonym westchnieniem, gdy okazało się, że mam tak dużo domysłów, a tu już podziękowania od autorki! No świat jest naprawdę niesprawiedliwy. Nie miałam szans zacząć Zieleni (pałam szczerą nienawiścią do wszelkich e-booków, a jedyne co czytam na telefonie czy tablecie to blogi), która grzecznie czekała na mnie w domu, więc chodziłam jak... brakuje mi porównania. W każdym razie nie mogłam znaleźć sobie miejsca w uroczym pokoiku w cudnym pensjonaciku (*mała reklama* Wetlina, pensjonacik "Na Złotym Szlaku", zdaje się numerek 96, naprawdę cudowni ludzie! *koniec reklam*).
I tak przez dwa dni. Mówię Wam, jakaś masakra. Nawet chodzenie po szlakach nie daje wtedy radości, bo w głowie miałam tylko: "Gideon, no jak kobieta w ciąży". Serio. Ugh, dobra, przepraszam. Wracając do tematu... Zapał z jakim zabrałam się do Zieleni już po powrocie do domu przerósł mnie samą. Byłam tak chętna do przeczytania tego tomu, żeby wyjaśnić wszystko co mnie najbardziej zaintrygowało po Błękicie, że nie można mnie było przez większość czasu oderwać od lektury. A przyznam się, że momentami szło jak po grudzie. Chyba wymagam teraz już nieco więcej od książek, przez co te wszystkie akcje Gideon (alias kobieta w ciąży) - Gwen nieco mnie irytowały. Ale mimo to dumnie przebrnęłam do momentu, w którym okazało się, że już po prologu Czerwieni wiedziałam coś, co okazało się w Zieleni. Tak, jestem z siebie dumna, bo przejrzałam autorkę chociaż pod tym względem! Oprócz tego małego niuansu i wątku miłosnego (który mimo wzlotów i upadków, i wszelkich poplątań i tak jest w miarę przewidywalny) Zieleń była dla mnie sporym zaskoczeniem. I BŁAGAM. NIE ZAGLĄDAJCIE NA KONIEC PRZED PRZECZYTANIEM CAŁOŚCI. Naprawdę robi wrażenie. Taka drobnostka a mnie po prostu wbiło w fotel. I za to właśnie chyba powinnam dołączyć Kerstin Gier do szlachetnego grona moich ulubionych autorów!  

Wynurzenia już były, pora na bardziej recenzjową część.
Trylogia bardzo przypadła mi do gustu. Jest napakowana akcją, a tajemnice wręcz się z niej wylewają. Romans oczywiście też jest, nieco przewidywalny i odrobinkę zbyt idealny, a przynajmniej moim zdaniem. Mnie jednak najbardziej urzekła atmosfera całej historii, te wszystkie podróże w czasie, ciągłe tajemnice, madame Rossini i - o dziwo - czarne charakterki. Bardzo fajnie zarysowane postaci i humor, który powalał mnie wielokrotnie na kolana. Nie mówiąc już o moim kochanym Xemeriusie, którego chciałabym mieć na własność! Co do najbardziej irytyjących punktów... Gideon. Nie przypadł mi do gustu i wciąż twierdzę, że zachowywał się przez większość czasu jak kobieta w ciąży. Przez te jego zmienne humorki miałam ochotę rzucić wielokrotnie książką. Hrabia de Saint Germain (obym dobrze napisała...), czyli postać, którą najchętniej skróciłabym o głowę, jest jednak wielkim atutem całej trylogii. No bo czarne charakterki też są potrzebne! *UPS MAM NADZIEJĘ, ŻE TO NIE BYŁ SPOJLER*
Xemerius <3
Trylogia stale trzyma w napięciu i mimo tego, że część faktów można odkryć naprawdę szybko to są też takie momenty, że miałam ochotę krzyknąć: CO ZA GENIUSZ! Pewnych rzeczy nie idzie się domyślić. Za Chiny Ludowe!
Wierzcie albo i nie: ta trylogia podbiła moje serce i błyskawicznie wskakuje na listę moich ulubionych pozycji książkowych, dlatego też zasłużenie zdobywa *fanfary* 9/10 w skali Cupcake!

Czytaliście? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach!
Nie czytaliście? Sięgnijcie, warto!
POLECAM SERDECZNIE.
>>>CUPCAKE.<<<

PS Pierwsze koty za płoty. Mam nadzieję, że moja chaosorecenzja Was nie przeraziła, haha.

3 komentarze:

  1. Jeszcze nigdy nie miałam okazji czytać tej książki, ale słyszałam, że zbiera ona skrajne recenzje - jednym się podoba, dla drugich jest słaba. Pewnie prawda tkwi pośrodku. :)
    O, i genialne słowo - chaosorecenzja, to trzeba zapamiętać. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, na początku dzięki za odwiedzenie mojego bloga i to, że Ci się spodobał :) miło czytać takie komentarze:)
    Twój blog również bardzo mi się podoba, szczególnie nagłówek!
    Co do książek: seria jest na mojej liście do przeczytania, ale na razie nie mogę jej dopaść w bibliotece... czytałam już tyle pozytywnych opinii o Trylogii Czasu, że muszą ja przeczytać!
    Trzymam kciuki za dalsze prowadzenie bloga, obiecuję, że będę Cię odwiedzać.
    A co do gatunku jaki czytam to hmmm różnie... potrafię sięgnąć po wszystko, najbardziej jednak lubię młodzieżówkę, fantazy i różnego rodzaju romanse, a najlepiej wszystko to zebrane razem :)
    Pozdrawiam!
    kot-w-bibliotece.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Również kocham całą serie.Czyta się ją bardzo szybko, w mgnieniu oka ;)
    Czytelniczego dnia życzę!
    shatterme55.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń