Autor: Rainbow Rowell
Tłumaczenie: Małgorzata
Hesko-Kołodzińska
Hesko-Kołodzińska
Wyd.: HarperCollins
Ocena Cupcake.: 7/10
Opis fabuły:
To ostatni rok Simona Snowa w Szkole Czarodziejów w Watford. Jest on uznawany za najpotężniejszego czarodzieja, jednak nadal marnie radzi sobie z różdżką, na dodatek stale coś podpala lub sam wybucha. Co gorsza wciąż wisi nad nim wizja walki z Szaroburem (istotą wysysającą magię, która zagraża całemu magicznemu światu), ponury współlokator z pewnością znów knuje coś za jego plecami, a relacje z dziewczyną przybierają niechciany obrót. Jak tak młody Wybraniec ma poradzić sobie z tym wszystkim?
Simona miałam przyjemność poznać zaledwie kilka tygodni wcześniej przy czytaniu Fangirl Rainbow Rowell i kiedy usłyszałam, że autorka poświęciła mu oddzielną książkę, z wielką chęcią po nią sięgnęłam. Snowa nie da się nie lubić!
Na wstępie jednak muszę z bólem przyznać, że styl, jakim napisane jest Nie poddawaj się nieco mnie zawiódł. Tak jak przez Fangirl gładko przebrnęłam, tak w wypadku tej książki nie było już tak kolorowo. Pierwsza księga była prawie że męką. Nie dość, że nie działo się nic specjalnie porywającego, to jeszcze gryzł mnie sposób, w jaki Carry on zostało napisane. Chyba wolę Rowell w wydaniu trzecioosobowym.
@chaos_cupcake |
Autorce jednak trzeba oddać sprawiedliwość - gdy fabuła już się rozkręciła, naprawdę ciężko było się oderwać! Historia jest ciekawie poprowadzona, poszlaki dla czytelnika zgrabnie wplecione, dzięki czemu nie tylko Simon wraz z przyjaciółmi może bawić się w "detektywa", ale również my podczas czytania jesteśmy wciągani w rozwiązywanie zagadki. Co prawda nie trudno tu wyprzedzić odkrycia bohaterów, wszystko dość szybko składa się w całość przed czytelnikiem, więc nie ma tu jakiegoś wielkiego bum czy zaskoczenia. Jedynie nutka zadowolenia, że odkryliśmy coś zanim postaci na to wpadły.
Jeśli chodzi o bohaterów - tu prawie (PRAWIE!) mam ochotę przyklasnąć Rowell. Roztrzepany, nieco niezdarny Simon, który nie radzi sobie za bardzo z całą magią, a jednocześnie jest niezwykle szlachetny i szczery skradł moje serduszko i porządnie się w nim rozgościł. Z lekkim bólem - bo nie jestem specjalną fanką tych teoretycznie czarnych charakterów - muszę to samo przyznać co do Baza, inteligentnego snoba z wyższych sfer (z nadprogramowej wielkości kłami). Tej dwójki naprawdę nie da sie nie darzyć sympatią! Ich relacja jest dość intrygująca, chociaż pewnymi rozwiązaniami byłam dość mocno zawiedziona - ale to już oceńcie sami, po przeczytaniu. Wśród świetnie wykreowanych bohaterów nie sposób pominąć Penny, najchętniejszej do działania, zadziornej, pewnej siebie, bystrej i najbardziej zorganizowana z całej paczki. Jej również nie sposób nie lubić. Nie będę się tu rozwodzić o każdej postaci, ale zdecydowanie na uwagę zasługuje również Ebb, którą pokochałam już od pierwszych stron. Nieco ekscentryczna pasterka kóz, której obecność w książce niesie ze sobą swego rodzaju spokój i muszę przyznać, że uśmiechałam się za każdym razem, gdy tylko pojawiała się pośród innych postaci.
Teraz pozwolę sobie nieco ponarzekać, nie wychodząc jednak z kręgu bohaterów. Zawiodłam się bardzo na kreacji Maga, którego wątek i postać według mnie zasługiwała na rozwinięcie. Jego relacja z uczniami wciąż jest dla mnie zagadką i chociaż rozumiem jego motywy, obraz jego postaci jest dość rozmyty i byle jaki. Jakby autorka miejscami wrzucała go na siłę (chociaż mówię, jak dla mnie powinno go być nieco wiecej i wyraziściej)... Inną postacią, która jest dla mnie jednym wielkim zawodem niewątpliwie jest Agatha. Liczyłam, że będzie nieco bardziej zdecydowana, a nie taka... nijaka. No ale cóż, widocznie przeliczyłam się.
W wielu książkach, które ostatnio czytałam nie satysfakcjonowały mnie zakończenia (nie wiem, czy autorzy robią mi na złość, czy to ze mną coś nie tak). Jeśli jednak chodzi o Nie poddawaj się - jestem prawie zupełnie usatysfakcjonowana. Nie mamy tu zupełnie czarno-białej sytuacji, nic nie jest specjalnie przeidealizowane, za co ta książka zgarnia u mnie wielkiego plusa.
Podsumowując więc, oprócz tych pierwszych 150 stron (z ok. 500!) i kilku drobniejszych niuansów w trakcie, Nie poddawaj się było świetną rozrywką. Jest to jednak książka prawie do połknięcia, historia wręcz na raz. Na dodatek w dużej mierze kojarzy się z innymi historiami, jakie miałam już okazję czytać (ekhem, chociażby Harry Potter), ale autorka sama przyznaje, że Simon jest "czymś w rodzaju hybrydy i spadkobiercy setek innych nieistniejących Wybrańców" i że chciała sprawdzić, jaka historia o Wybrańcu wyjdzie spod jej palców.
Efekt? Sami oceńcie ;)
Czytaliście już Nie poddawaj się? Jak wrażenia?
Nie poddawaj się jeszcze przed Wami? Macie zamiar się zaopatrzyć i przeczytać?
Za możliwość przeżycia ciekawych przygód
z Simonem i jego przyjaciółmi
serdecznie dziękuję Księgarniom Matras.
Również czytałam tę książkę. Jedna z lepszych powieści Rowell :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Volusequat
Póki co moje drugie spotkanie z Rowell i muszę przyznać, że to pierwsze wydawało mi się bardziej udane ;p
Usuń