Antykwariatowy book haul

poniedziałek, 19 września 2016 2 komentarze:
Cześć!
Dziś mam dla Was mały haul, który jest wynikiem mojej wycieczki do antykwariatów.
Enjoy!

Takie były pierwotne plany...
Na wstępie wspomnę, że wybrałam się do antykwariatów z zamiarem kupienia konkretnych pozycji. Owszem, nie mogłam mieć pewności, że akurat się tam znajdą, ale nie miałam w planach kupowania niczego spoza mojej "listy". Skończyło się jednak jak zawsze i zakończyłam dzień z pięcioma nowymi książkami w garści - przy czym żadna nie była objęta pierwotnie planem!


Pierwszą książką, którą postanowiłam kupić, był Dziennik Bridget Jones Helen Fielding. Słyszałam o nim sporo pozytywnych opinii i miałam gdzieś w odległych planach przeczytanie... A skoro mogłam wziąć go okazyjnie za 4 złote - czemu by nie skorzystać!


Kolejną pozycją, która wpadła w moje łapki była Marta Elizy Orzeszkowej. Z tą książką jest powiązana pewna historia. W liceum, kiedy omawialiśmy pozytywizm, moja polonistka wspominała kilkukrotnie o Marcie, co dość zapadło mi w pamięć. Obecnie nawet nie pamiętam, o czym konkretnie ta książka opowiada, jednak gdy tylko zobaczyłam, że mogę mieć możliwość kupienia tej pozycji za 3 złote... nie mogłam się powstrzymać!


Z kolejną książką (a raczej książeczką) związana jest kolejna historia z lekcji polskiego w liceum. Podczas omawiania Zbrodni i kary mieliśmy przyjemność oglądania pewnej animacji z 1985 roku, która powstała na podstawie opowiadania Fiodora Dostojewskiego Łagodna. I właśnie to dzieło udało mi się dorwać za jedyną złotówkę!


Przedostatnia książka w tym haulu to zdecydowanie największy hit! Od jakiegoś czasu polowałam na tę pozycję, jednak za każdym razem kupowałam zupełnie coś innego. Książka ogólnie do tanich nie należy, ale mi udało się ją kupić za okazyjną... złotówkę! I tak na moich półkach zagościli w końcu Trzej Muszkieterowie Aleksandra Dumasa. Może nie jest to wydanie, o jakim marzyłam, jednak treść jest niezmienna!


Ostatnim łupem tego haulu jest Solaris Stanisława Lema. Wyhaczone za 4,50, niestety w filmowej okładce. Tak czy siak jednak treść nie zależy od okładki, a że za tę pozycję już od dawna planowałam się zabrać - szkoda było przepuścić okazję.


~*~


Oto i wszystkie pięć książek, jakie udało mi się ostatnio upolować w antykwariatach. Głównie klasyka, jak łatwo zauważyć. Nie spodziewałam się, że dorwę akurat te pozycje, bo w planach miałam sporo innych... Chodząc jednak po antykwariacie ciężko nie zdecydować się na kupno książek spoza "listy" - zwłaszcza w tak przystępnych cenach! Za te pięć książek zapłaciłam mniej niż piętnaście złotych, zaledwie 13,50! I jak tu się nie skusić? Wiadomo, że książki kupowane w antykwariacie są używane, co nietrudno zauważyć po poprzecieranych okładkach czy pozaginanych rogach. Mimo to, treść się nie zmienia! Warto o tym pamiętać.

~*~
A co Wy sądzicie o antykwariatach? Często tam kupujecie? Macie swoje ulubione?
Ze swojej strony polecam - można upolować perełki za grosze!

BACK TO SCHOOL BOOK TAG

sobota, 10 września 2016 Brak komentarzy:
Cześć Wam!
Blog ostatnio nieco przycichł, jednak wiadomo,
jak to jest w trakcie wakacji - urlopowaliśmy!
Teraz jednak wracamy z nową energią i na początek mamy ciekawy TAG.
Część z nas już wróciła do szkoły, część idzie na studia od października,
a w nawiązaniu do tego mamy Back to school book TAG,
na który wpadłam tu, a który przetłumaczyła nasza Clar :)
Nie przedłużając, zaczynajmy!

• w poście biorą udział 4 osoby, każda będzie oznaczona oddzielnym kolorem •
Cup Kath • Lucy  Paula


Języki - ulubiony styl (autora albo występujący w konkretnej książce)

Mogłabym wymienić kilku autorów, których cenię właśnie za styl. Chciałabym tu jednak wyróżnić moją ukochaną Maggie Stiefvater, która potrafi mnie zupełnie oczarować słowem i przenieść w świat swojej historii, nawet jeśli sama fabuła nie bardzo mi odpowiada.

Ciężko wybrać jeden, chyba najbardziej uwielbiam styl Riordana, we wszstkich seriach pisze w tak przyjemny sposób, że pochłaniam jego książki i dziwię się, że już się skończyły. To samo trafiło mnie podczas czytania “Simon oraz inni Homo Sapiens” - nie dość, że zostałam pochłonięta, to zanim się zorientowałam było już po wszystkim.

Ja chyba muszę wybrać Johna Greena, bo nie ważne czy podobają mi się jego książki czy nie, zawsze czyta się je miło, łatwo i przyjemnie.

Czytałam wiele książek, przed których autorami chyliłam głowę za lekkość pióra. I mimo tego jak wielu pozycjom z tego powodu udało się zawrócić mi w głowie, mojego serca nie udało skraść się żadnemu pisarzowi na tyle, by prześcignąć Lauren Oliver czy Susan Ee w rankingu tych ulubionych. To, co potrafią zrobić ze mną ich słowa, jest wręcz nie do opisania.

• Matematyka - książka, która cie frustrowała/irytowała

Wydaje mi się, że najbardziej zirytowana byłam czytając Pięćdziesiąt Twarzy Greya. Serio. Styl autorki jest tak tragiczny, że miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno... Czytałam to jednak na telefonie w wersji elektronicznej, a telefonu jednak było mi szkoda!

“Szklany Miecz” - no niech to kaczka kopnie! “Czerwona Królowa” była cudowna, ale kontynuacja mnie tak męczyła, że chciałam rzucić książką, a jak mi nie wchodzi kontynuacja po tym, jak stwierdziłam, że seria jest super to irytyję się i to hardo! A do tego jeszcze Mare… Wcześniej była w porządku na tle innych głównych bohaterek, teraz aż się cieszłam, kiedy dostawała po czterech literach.

Losing Hope Colleen Hoover. Już nie pamiętam dlaczego, ale wiem że bardzo irytowała mnie ta książka. Nie chodzi o to,  że nie podobał mi się styl autorki czy sama historia. Raczej to jak niektóre rzeczy były w niej przedstawiane doprowadzało mnie do szału. Coś mi po prostu cały czas nie pasowało xD

Ach i ten moment, kiedy próbujesz przypomnieć sobie, która z książek irytowała cię najbardziej, a kiedy w końcu ją znajdujesz, powraca do ciebie cała ta nieopanowana wściekłość i frustracja. ASOHUFS. Bezsprzecznie na pierwszym miejscu w tej kategorii lądują "Próby ognia" autorstwa Jamesa Dashnera. Nawet brnąc przez opisy płotów u Żeromskiego, nie denerwowałam się tak bardzo jak podczas czytania drugiej części "Więźnia Labiryntu". Ciężko znieść wędrówkę przez pustynię, kiedy główny bohater, za którym w tym tomie nie przepadasz, nieustannie myśli o bohaterce, której nienawidzisz, oddalając się od bohaterów, których kochasz. Wyrwałabym 3/4 stron i wrzuciła do kominka, zostawiajac tylko wstęp i zakończenie. Grr. Jeśli chcecie wiedzieć, o co mi chodzi -> link do recenzji. Muszę teraz ochłonąć, zdenerwowałam się. 

• Przedmioty ścisłe - książka, która nakłoniła cię do przemyśleń

Jakby nie patrząc, praktycznie każda książka skłania do refleksji. Mogłabym rzucić tu jakąś "Dżumą", "Folwarkiem zwierzęcym", "Opowieścią wigilijną" czy "Akademią pana Kleksa", ponieważ każda z nich w znacznym stopniu wpłynęła na mój sposób patrzenia na świat, jednak skupię się na czymś mniej ambitnym, a mianowicie "Love, Rosie". Ahern trafiła mnie tą książką w sam środek serduszka i skłoniła do wielu godzin głębokich przemyśleń.

Ile ich było… O panie Hadesie! Pierwsza taka to “Dom Hadesa”, z całego serca dziękuję za Nico. Kolejna - “Miasto Niebiańskiego Ognia”, kłaniam się Alecowi. “Siewca Wiatru” mnie też nieźle trzepnął i to w tylu kwestiach, że wymieniałabym w nieskończoność. “Achilles. W pułapce przeznaczenia”, sporo przemyślałam, szczególnie w tematach cierpienia.

Tu, tak jak Cup wspomniała, można wymienić pełno klasyków, ale chyba wybiorę "Trzynaście powodów" Jaya Ashera. Książka ta pokazuje jak male, z pozoru nic nieznaczące wydarzenia mogę mieć gigantyczny wpływ na życie człowieka i muszę przyznać że zrobiło to na mnie nie małe wrażenie.

Wszyscy mówią, że można by wypisywać bardzo długo, więc ja również nie będę zbyt oryginalna i zgodzę się z tą tezą. Postawię jednak na dwie książki, które skłoniły mnie do naprawdę głębokich refleksji nad sensem istnienia i aspektami ludzkiego bytu. Mówię tutaj o "Przekleństwach niewinności" Jeffrey'a Eugenidesa oraz o "Bliźniętach z lodu" S.K. Tremayne'a. Żeby wiedzieć o czym mowa, trzeba to po prostu przeczytać. To... wow, po prostu wow.

• Nauki Społeczne - ulubiona książka z innej epoki lub do niej nawiązująca

Sięgnę po klasykę, a co! Lektury to w sumie zmora wszystkich, ale kilka z nich głęboko zapadło mi w pamięć i myślę, że nie raz do nich wrócę. Mogłabym tu wymienić chociażby pozycje z okresu dwudziestolecia międzywojennego jak "Ferdydurke" czy "Sklepy cynamonowe".

JEDNA?! Jako, że jestem fetyszystką wiktoriańskiej Anglii muszę powiedzieć “Diabelskie Maszyny”. Nie, koniec, te czasy wygrywają ze wszystkim!

"Romeo i Julia" i "Makbet". Uwielbiam Szekspira i ogólnie bardzo lubie dramaty. Co chyba jest u mnie z resztą rodzinne, bo dziadek był chyba największym fanem twórczości Szekspira jakiego widział ten świat :')

Rzuciłabym jakimś ambitnym tytułem, ale ostatnio w głowie siedzi mi jedynie "Łowczyni" Virginii Boecker. Początkowo, biorąc się za tę książkę, nie sądziłam, że znajdzie się ona tak wysoko na liście lubianych przeze mnie pozycji. Zaskoczyła mnie jednak bardzo pozytywnie, wykorzystam więc moment, by i wam ją polecić. Średniowieczna Anglia, czarownice, piraci, zakazana magia... Smakowity kąsek, palce lizać. Czytajcie!

• Plastyka - ulubiona książka z obrazkami

Wszystkie książki Jacqueline Wilson z rysunkami niezastąpionego Nicka Sharratta! No i książki Roalda Dahla z ilustracjami Quentina Blake'a. Całe moje dzieciństwo to dzieła tych dwójki rysowników. Niby całkiem proste obrazki, wręcz niestaranne, ale mają w sobie te magiczne coś.

Waham się między “Grillbar Galaktyka” a “Siewcą Wiatru”, obie mają cudowne ilustracje, tylko anielskie motywy równoważą się z międzygalaktycznym żarciem… No cóż, przynajmniej autorka ta sama!

Baśnie, baśnie i jeszcze raz baśnie! Szczególnie te Andersena. Zawsze pięknie wydane i jeszcze piękniej ilustrowane. Jedyne książki, do których czytania w dzieciństwie nie trzeba było mnie zmuszać xd

Ojejku, jejku, jejku. Tego było tak dużo, a ja przykładałam do tego tak małą wagę ;_; Jeśli już muszę coś wybrać, postawię na "Mity dla dzieci" Grzegorza Kasdepke - byłam w nich dosłownie zakochana jako pięciolatka (podgląd okładki he) - oraz "Przygody Mikołajka" Rene Goscinny'ego zilustrowane przez Sempe. W tych szczegółowych rysunkach zawsze odnajdywałam coś fascynującego. No i może jeszcze któraś z wersji "O psie, który jeździł koleją". Tak.

• Zajęcia teatralne - książka, której chciałabyś/chciałbyś zobaczyć ekranizacje

Ojej, prawie wszystkich! Chyba jednak najbardziej interesowałyby mnie ekranizacje książek Maggie Stiefvater i Trudi Canavan - zwłaszcza Trylogii Czarnego Maga! ...chyba jestem dość monotonna.

Miałam kiedyś piękny sen o dobrych ekranizacjach wszystkich serii Riordana… Niestety, szanse na jego spełnienie są bardzo bliskie zeru. O i “Szklany Tron” *po cichu liczy, że nie sknocą tego serialu*.

Hmmm trudna kategoria... ale chyba przyłączę się do Cup i wybiorę coś Maggie Stiefvater, a dokładniej serie "Drżrnie". Co prawda jestem dopiero po pierwszym tomie, ale chętnie zobaczyłam jego ekranizacje.

Jestem baaardzo ciekawa jak wypadną "Mroczne umysły" Alexandry Bracken, jeżeli w końcu zostaną zekranizowane. Oooo i stworzyłabym serial (telenowelę? XD) na podstawie serii "Rywalki" Kiery Cass w takim porządnym stylu, a nie tak jak zaczęli to już kiedyś robić... Boże. 

• Muzyka - bohater, który myślisz (lub wiesz), że miały taki sam gust muzyczny jak ty

W sumie to nie mam pojęcia, naprawdę. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to bohaterowie "Maybe someday" Colleen Hoover, jako że piosenki, które zostały napisane specjalnie do tej książki są przecudowne i genialnie trafiły w mój gust. A skoro teoretycznie napisali je Ridge wraz z Sydney... to chyba mówi wszystko. (Kath się wtrynia i cichcem podpowiada Liama i Ruby z Mrocznych umysłów. Moim zdaniem dobrze czulibyście się, jadąc razem autem.)

Alec Lightwood! Cokolwiek ktokolwiek mi powie, ja zdania nie zmienię! Słucham dość dziwnych rzeczy, często wybieram kawałki pod wpływem emocji albo tekstu zupełnie nie patrząc na gatunek. I jestem przekonana, że moje ukochane dziecko w tym aspekcie jest do mnie podobne.

O kurczę xD Słucham tak różnej muzyki, że nie przychodzi mi do głowy żaden bohater który mogły dzielić mój gust muzyczny. Ale skoro już muszę wybierać to może Hannah z PLL...? Myślę, że ona miałaby podobny gust jeśli chodzi o tą mniej ambitną stronę moich upodobań muzycznych xd

*biegnie do półki z książkami, przypomnieć sobie wszystkich bohaterów z jakimi miała do czynienia* Myślę, że dogadałabym się z Haną z serii "Delirium" autorstwa mojej ukochanej Lauren Oliver. Buntowniczki lubią znajdować wspólny język, hehe. A tak na poważnie, czuję, że gdybyśmy się spotkały, nasze gusta muzyczne zgrałyby się idealnie. Bardzo chętnie przejechałabym się też Czarną Betty z Liamem i Ruby (patrzcie: wtryniająca się Kath), bo uwielbiam klimat, w którym oni się zatracali. A gdybym chciała się rozruszać, umówiłabym się z Rose z "Akademii wampirów" od Richelle Mead albo po prostu wkręciłabym się do którejś z książek Lauren. Rekreacyjnie wybrałabym się także na bal "Rywalek" i potańczyłabym w królewskim stylu. A na koniec posiedziałabym z Charliem od Chbosky'ego na kanapie, słuchając jego profesjonalnych składanek i trzymając kciuki, że sklei również coś dla mnie, bo mój gust muzyczny jest zbyt szalony do ogarnięcia. Czemu ja się tak rozpisuję?

• Lunch - jedzenie z książki, którego chciałbyś spróbować

O tu zdecydowanie ciasteczka listopadowe z "Wyścigu Śmierci"! Lubię słodkości, a wizja tego, że miałyby mi się kleić od nich ręce przez kilka dni... wydaje się dość ciekawa. Muszą być przepyszne! Nie mówiąc o dziełach skrzatów z Harry'ego Pottera. Fajnie by było, gdyby taki gotował za mnie na studiach *u*

Każde! Może poza zieloną, amebowatą papką z “Grillbar Galaktyki”, a fe! Jednak najbardziej chcę spróbować ciasta czekoladowego, które Celaena podkradała w pałacu.

Herbata zrobiona przez Louise z "Zanim się pojawiłeś". Jestem własne w trakcie czytania i te ciągle wzmianki o herbacie sprawiają że pije jej zdecydowanie za dużo. No ale tą zrobioną przez Lou na pewno bym nie pogardziła.

To teraz będzie krótko i zwięźle. Dajcie mi nektaru i ambrozji prosto z Olimpu od Riordana i niczego więcej nie będzie mi trzeba.

• Powrót do domu - książka (bądź autor), która/y działa na Ciebie relaksująco/uspokajająco

Niezawodna Kiera Cass! Nie zapomnę, jak uratowała moje nerwy po pierwszej maturze... Wróciłam załamana, pewna porażki. Potrzebowałam paru chwil wytchnienia i spędziłam popołudnie w pałacu wraz z Maxonem i resztą bohaterów. Zupełne oderwanie od szarej rzeczywistości, wciągnięcie w wir historii, zapomnienie o problemach, emocjonalna burza - gwarantowane! Najlepsze odmóżdżacze ever, serio!

“Simon oraz inni Homo Sapiens”, może to dlatego, że pierwszy raz nie bałam się, że autorka zabije moją ukochaną postać? Simon potrafi świetnie zrelaksować, po prostu przy nim czuje się, że wszystko jest na miejscu.

Seria "After" Anny Todd. Mój ulubiony odmóżdżacz. Szczególnie, że zanim zaczęłam ją czytać znałam już całą historię z bloga. No po prostu przy żadnej książce nigdy tak nie odpoczęłam. Można wyłączyć mózg i dać się porwać tej całkowicie niedorzecznej historii xD

Czyli szukamy odmóżdżaczy, tak? Rzuciłabym "Rywalkami" podobnie jak Cup, ale poszukam czegoś innego. W zasadzie seria "Endgame" dziwnym trafem była blisko mnie w momentach, kiedy miałam ochotę udusić wszystkich dookoła, zwyczajnie się rozpłakać czy po prostu byłam zmuszona zabić w jakiś sposób czas. Dobry wyżywacz. Jeśli chodzi jednak o odciągnięcie myśli, Kiery Cass raczej nic nie przebije. Chyba, że Riordan. Ale on i Percy, mimo świetnego stylu, zawsze i tak zbyt mocno trzymają w napięciu, by pomóc czytelnikowi rozluźnić się podczas lektury.

• Extra credit - książka, którą polecił ci znajomy i ci się spodobała

Skłamałabym, gdybym nie wspomniała o "Otchłani. W potrzasku" Alexandra Gordona Smitha. Świetny młodzieżowy thriller, który poleciła mi Kath i który zupełnie mnie zachwycił! Może okładka nie jest zbyt obiecująca, ale treść powala! Oprócz tego z pewnością nie powinnam tutaj pominąć "Czerwonej Królowej", którą poleciła mi Lucy!

“Dawca”, w sumie śmieszna sprawa, po prostu kumpel mi pożyczył za pożyczenie mu czego innego, a ja się zachwyciłam i zamówiłam cały pakiet… Chyba mam problem.

Z nieznanych mi powodów bardzo rzadko czytam książki, które ktoś mi poleci. Zazwyczaj rezygnuje po kilku stronach albo wcale się za nie nie zabieram. Chyba po prostu ciężko trafić w mój gust książkowy. Do końca życia jednak, będę pamiętać jak Cup zachwycała się "Zmierzchem", aż w końcu sama postanowiłam też go przeczytać... no i tak zaczęły się długie lata mojej miłości do książek o wampirach xD  (((spokojnie, ostatecznie to uczucie nie przetrwało XD)))

Nie jestem dobra w czytaniu polecanych książek xD Z reguły kończy się na zakupie, pozachwycaniu się okładką i... lipa. W ten sposób około pięciu czy sześciu kupionych przeze mnie, poleconych przez kogoś pozycji nadal zalega na półce nieprzeczytane, powąchane maksymalnie ze dwa razy (shame on me!). Muszę jednak przyznać, że z reguły, gdy już się zabiorę za te książki, wypadają one bardzo dobrze w ogólnym rozrachunku. I tak oto ponownie wspominam "Bliźnięta z lodu", które pod nos podsunęła mi Cup i które wywarły na mnie ogromne wrażenie oraz po raz pierwszy w tym TAGu - o dziwo! - "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins. Gdyby nie miłość mojej koleżanki z gimnazjum do Peety, nie wiem, kiedy zainteresowałabym się tą serią. A jak sami z pewnością doskonale wiecie, żałowałabym, gdybym nigdy po nie nie sięgnęła. Może czas najwyższy zapoznać się z innymi polecanymi książkami...?

~*~
I tak dobrnęliśmy do końca tego TAGu ^^
Udało nam się zebrać we cztery, co jest nie lada sukcesem
(chociaż na samym blogu jest nas więcej, ale ciii!).
Mamy nadzieję, że taka kolorowa, cukierkowa forma postu się Wam spodoba 
i nie dostaliście oczopląsu, haha!
Od dzisiaj wracamy porządnie do prowadzenia bloga 
i będziecie mogli zobaczyć w miarę regularne posty!
Tymczasem...
Życzymy zaczytanego dnia!
Załoga Bujająca w Obłokach

Popularne posty