65. Po prostu podejrzewam, że w szafie siedzi demoniczny opos

piątek, 17 marca 2017 2 komentarze:
Tytuł: Opowieści z Akademii Nocnych Łowców
Autor: Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson, Robin Wasserman
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 654
Ocena: 10/10
Opis: Simon Lewis był człowiekiem i wampirem, a teraz staje się Nocnym Łowcą. Jednak wydarzenia „Miasta Niebiańskiego Ognia” odarły go ze wspomnień i Simon nie bardzo wie, kim jest. Wie, że przyjaźnił się z Clary i że przekonał skończoną boginię Isabelle Lightwood, żeby się z nim spotykała… ale nie ma pojęcia, w jaki sposób. Kiedy zatem Akademia Nocnych Łowców ponownie otwiera swoje podwoje, Simon rzuca się w nowy świat polowania na demony, zdecydowany odnaleźć siebie, odnowić dawne związki i stać się prawdziwym Nocnym Łowcą. Jednak wkrótce zdaje sobie sprawę, że w Akademii nic nie jest proste i oczywiste…

Myślicie, że liceum to szkoła przetrwania? A może studia? Uważacie, że wasz wuefista to wcielenia największego zła pragnące jedynie waszych wyplutych płuc? Na pewno macie szkolne łazienki za zapomniane nawet przez Lucyfera miejsce. Szkolna stołówka albo zawartość studenckiej lodówki to padół łez i pogardy? W takim razie zapraszamy do Akademii Nocnych Łowców, elitarnej szkoły dla przyszłych łowców demonów. Przekonacie się, że może być gorzej! I nigdy, przenigdy nie jedzcie Zupy.
Czekałam na tą zatęchłą dziurę od skończenia „Miasta Niebiańskiego Ognia”! Niech mnie Azazel użre i Razjel w łeb palnie! Tęskniłam za moim Dream Team z Nowego Jorku! Zapowiedzi tych opowiadań mnie dobijały, szczególnie „Zło, które kochamy” i „Dla nocy i ciemności”. No jak to, że Robert i Michael, a ja nie mam jak przeczytać?! Jakim prawem nie mogę od razu się dorwać to niebieskiej słodkości, którą Magnus i Alec adoptowali?! Tym bardziej byłam w niebo wzięta po pierwszej zapowiedzi. Uwielbiam czytać o Nocnych Łowcach, ale chyba na zawsze będę najwierniejsza postaciom z „Darów Anioła”, „Pani Noc” też była genialna, ale to już nie było to samo. Poza tym Clare znowu TO zrobiła! Nawet dziesięć razy! Nie było opowiadania, w którym nie zadźgałaby mnie emocjonalnie, śmiałam się, płakałam, wkurzałam. Świetnie wykorzystała potencjał do grania mi na emocjach.
Otrzymujemy podobną formułę do tej, zastosowanej w „Kronikach Bane'a” tylko tym razem na pierwszy plan wysunął się Simon – mój ukochany nerd, który teraz wpadł w bagno, chcąc zostać Nefilim. Nie ma to jak startować na pogromcę demonów, a wylądować w sypiącym się budynku, wypełnionym szlamem i szczurami. Wszystkie opowiadania są powiązane ze sobą właśnie postacią Simona i jego kolejnymi przeżyciami w Akademii, ale autorka świetnie wykorzystała tą linię do przedstawienia nam opowieści o przeróżnych postaciach na przestrzeni czasu, zaczynając od Herondale'ów starszych od mojego cudownego Willa, a kończąc na nowym pokoleniu Nocnych Łowców. Moimi faworytami są (oczywiście) opowiadania o: Kubie Rozpruwaczu, Robercie i Michaelu i, co najoczywistsze, Malecu i Niebieskiej Słodkości. Mimo dość oślizgłemu przedstawieniu pokochałam też samą Akademię. Clare naprawdę dobrze zrobiła przedstawiając ją jako najgorszy szkolny koszmar z równie okropnymi uczniami. Chyba bym się obraziła, gdyby nie pojawiło się chociaż kilku napuszonych dzieciaków Nefilim! Ostatnio mam nieprzyjemność spotykać się z opiniami pewnej, ehem, grupy, która twierdzi, że owa autorka jest okropna, bo przedstawia swój świat właśnie w taki sposób, bez wciskania wszędzie tolerancji i szacunku do wszystkiego. Nie tak to działa i dobrze, że ktoś tak pisze. Nocni Łowcy od początku byli przedstawiani jako swego rodzaju rasiści, z całą moją miłością do nich powiem, że w większości zawsze byli okropni! Nie uwierzyłabym, że to zmieniło się tak po prostu. Widać, jak się zmieniają, Simon uparcie stara się im coś wbić do głów. Rodzina Lightwoodów to piękny, chociaż bardzo zabawny przykład, jak zachodzą w kimś zmiany. Maryse i Robert wariujący na punkcie małego czarownika złapali mnie za serce, chociaż ciężko było nie płakać ze śmiechu. Starają się być lepsi dla swoich dzieci i to jest takie cudowne, a nie zmiana za pstryknięciem palców. Znajdą się też piękne nawiązania do najróżniejszych elementów serii, na przykład fragment, w którym Catarina i Magnus wspominają Ragnora i Raphaela. To ten element, który uwielbiam w książkach z uniwersum o Nocnych Łowcach – autorka w każdej książce wplata nawiązania, daje małe prezenty dla czytelników kochających szczegóły. Nawet, jeśli już czepiać się jej stylu, który akurat mi nie przeszkadza, bo jest lekki i przyjemny, to jest wiele elementów, którymi nadrabia.
„Opowieści z Akademii Nocnych Łowców” to kolejna książka, która utwierdziła mnie w miłości do Świata Cieni. Śmiałam się, płakałam, wkurzałam i łapałam to dziwne uczucie, które ciężko je określić, kiedy emocje się mieszają i jesteś w stanie wyrzucić z siebie jedynie jakiś nieskładny zbitek liter. Znowu wszystkie niebieskie zakładki zeszły na zaznaczanie fragmentów o Magnusie i Alecu. Stołówkowa Zupa została dla mnie znakiem rozpoznawczym Akademii. Pokochałam słodkiego szkota, kolejnego Herondale'a i wiele innych postaci. Wreszcie dostałam Michaela Waylanda, prawdziwego, uroczego niczym puchata kuleczka! Najcudowniejsze jednak były ilustracje. Wreszcie w polskim wydaniu pojawiły się przepiękne rysunki Cassandry Jean! Za to wybaczam wydawnictwu wszystkie literówki! Nie wiem, kto to załatwił, ale kocham człowieka! Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na zapowiadaną trylogię o Magnusie i... To będzie na tyle.


Niech Moc będzie Wami!

64. Może nie czas żałować róż, gdy płoną lasy

niedziela, 12 marca 2017 Brak komentarzy:

Seria: Cykl o Nikicie
Tytuł: Dziewczyna z Dzielnicy Cudów
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron: 314
Ocena: 10/10
Opis: Są przyjazne i urocze miasta alternatywne. I jest Wars – szalony i brutalny – oraz Sawa – uzbrojona w kły i pazury. Pokochasz je i znienawidzisz, całkiem jak ich mieszkańcy.

Jak ona. Nikita. To tylko jedno z jej imion, jedna z jej tajemnic. Jako córka zabójczyni i szaleńca chce od życia jednego – nie pójść ścieżką żadnego z rodziców. Choć na to może być już za późno.

Z Dzielnicy Cudów – części miasta, która w wyniku magicznych perturbacji utknęła w latach 30. ubiegłego wieku – zostaje uprowadzona jedna z piosenkarek renomowanego klubu Pozytywka. Sprawą zajmuje się Nikita. Trop szybko zaprowadzi ją tam, gdzie nigdy nie chciałaby się znaleźć. Na szczęście jej pleców pilnuje Robin. Czy na pewno? Kim on właściwie jest?

Pewnego razu postanowiłam sobie, że zacznę czytać polską fantastykę. Powoli się za to zabrałam, zakochałam się w Kossakowskiej, z Sapkowskim nadal mam pewne problemy, Ćwiek czeka, aż się wzbogacę. Już jakiś czas temu moją uwagę przykuła Aneta Jadowska, co zabawne – na początku myślałam, że to jakaś zagraniczna zapowiedź, dopiero po zjechaniu do opisu „Dziewczyny z Dzielnicy Cudów” coś zadzwoniło mi w tyle głowy i sprawdziłam nazwisko autorki. Brawo ja! Potem pojawiło się pierwsze kilka stron i tylko się upewniłam, że muszę to mieć! Początek sprawił, że poczułam się jak w domu, mordowanie magicznych mutantów, bohaterka, która od pierwszych stron daje do zrozumienia, że nie jest ciepłą kluchą, której kolana zmiękną zaraz po pojawieniu się Tru Loffa i styl autorki. Rozpłynęłam się i zapłakałam nad stanem swojego konta. Od tego czasu seria o Nikicie chodziła za mną wszędzie, ciągle mnie bolało, że jeszcze nie mam tej książki, aż w końcu kupiłam, razem z „Nie poddawaj się”. Przysięgam, bardziej trafionego zakupu nie dokonałam nigdy, paczka idealna! Co więcej, moje pierwsze „spotkania” z obiema autorkami nie mogły być przyjemniejsze.
„Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” mogłaby z powodzeniem być pojedynczą książką, ale dobrze, że tak nie jest. Po pierwszej części opuszczanie alternatywnej Warszawy po prostu boli! Mam wrażenie, że właśnie tak wygląda tęsknica, łapiąca mieszkańców tytułowej dzielnicy, jeśli na zbyt długo ją opuszczą. Jestem po prostu zachwycona światem przedstawionym. Normalnie nie przepadam za umieszczaniem fabuły w Polsce, wszystko jest zbyt znajome, ale nie w tym wypadku. Alternatywna Warszawa, w ogóle alternatywny świat współistniejący z tym zwyczajnym, to coś genialnego. To nawarstwienie magii, tajemnice na każdym kroku i dzielnica zakotwiczona w latach trzydziestych ubiegłego wieku, sprawiły, że zakochałam się bezgranicznie. Całość świetnie ze sobą współgra, każdy element wydaje mi się przemyślany i świetnie dopasowany do całej reszty układanki. Wars i Sawa są brutalne, wielokrotnie zastanawiałam się jak szalonym trzeba być, żeby mieszkać tam na stałe. Spodziewałam się, że na następnej stronie wyskoczy kolejny efekt czkawki, kilkakrotnie moje podejrzenia się potwierdziły. Brutalność zmieszana z pewnym urokiem Warszawy, którą sama uwielbiam, i magią sprawiły, że powstał idealny świat do śledzenia każdego kolejnego bagna, w które wpadła Nikita. Tak samo oczarował mnie specyficzny klimat. Z niewyjaśnionego powodu zawsze łatwiej się zakochuję w książkach, które nawiązują do przeszłości albo mieszają ją z teraźniejszością.
Szczerze, nawet najpiękniej wykreowany świat można nieźle spieprzyć przez rozwlekłą akcję i słabo napisane postacie (tu odsyłam do mojego jojczenia o „Dworze Cierni i Róż”). Dlatego jeszcze raz pokłonię się przed autorką. Bawiłam się przednio, postacie, które miałam pokochać, pokochałam, a te do znienawidzenia, znienawidziłam. W sumie to niezły wyczyn, bo często robię na przekór autorowi i wybieram sobie sama, kogo kocham, a kogo chce spalić na stosie. W pakiecie dostałam jeszcze cudowną niespodziankę: dziękuję za Nikitę! Pal licho wszystko, ta dziewczyna jest świetna! Ani z niej wyidealizowana Mary Sue, ani karykatura feministycznego Antychrysta. Kolejny ukłon, za nieheteronormatywną postać kobiecą. A wspominam o tym tylko, żeby napisać, jak naturalnie to wyszło pani Jadowskiej. Nie odniosłam wrażenia, że orientacja ma znaczący wpływ na bohaterkę, po prostu sobie była, tak zupełnie naturalnie. Nie było orientacji zamiast postaci, więc jestem zachwycona. Co z akcją? Zafundowałam sobie czytelniczą zadyszkę, nie było ani chwili spokoju. Doceniam płynne przejścia między jednym wydarzeniem, a drugim przy minimalnej ilości nudnawych fragmentów. Może oczywiście wszystko wyolbrzymiam, bo podczas sesji mogłabym czytać cokolwiek, co nie jest notatkami i bawiłabym się genialnie, ale co poradzę? Jednak musiało być w tym „to coś”, co pozwoliło mi zapomnieć o trzęsieniu czterema literami przed dwóją z każdego egzaminu, do którego nie chciało mi się przygotować. (Nie róbcie tak, drogie dzieci!)
Podsumowując: zakochałam się, kłaniam się i podziwiam autorkę, a dodatkowe punkty przyznaję za przepiękne ilustracje i Robina, bo był rozczulający niczym koszyk pełen kociąt. A o kontynuacji będzie, jak przetrwam poprawkę u Doktora Zło.
Odmeldowuję się,

Dobranoc!

Szczęśliwa siódemka 2016

niedziela, 5 lutego 2017 1 komentarz:
Tak trochę już mamy 2017, a mi się zrobił ogromny poślizg z tym postem. Drugi raz robię zestawienie najlepszych, według mnie, książek wydanych i przeczytanych w ubiegłym roku. Znowu kolejność nie ma znaczenia, bo wszystkie były genialne, ale pierwsza pozycja ma w sobie specjalnego "cosia" i dlatego jest na samym szczycie. Książkowe harce z Szatanem czas zacząć! Czy coś takiego...

„Nie poddawaj się” - O dwóch takich idiotach, co próbowali w magię. Simon i Baz, toczący ze sobą wojnę współlokatorzy na tle magicznego bajzlu i szkoły dla magów. Te dwie ciapy skradły moje serce i chociaż kolejność nie ma tu znaczenia, ich wymieniam jako pierwszych. Bo tak trzeba. Simon Snow, najgorszy Wybraniec na świecie podczas swojego ostatniego roku w Watford rozpoczyna poszukiwania mordercy matki jego największego wroga – Baza Pitcha, oczywiście z udziałem tego drugiego. Co z tego, że od ośmiu lat podejrzewa Baza o snucie planu na zamordowanie go? Wychodzi z tego historia o niezdarnej miłości między dwoma idiotami, zrozumieniu samego siebie i walce ze złem, chociaż to zło czai się w dziwnych miejscach. Uroczo, czasem słodko, głównie zabawnie, głupio i magicznie. No i nie zapomnijmy o wiewiórdemonach!




„Simon oraz inni Homo Sapiens” - Simonów w tym roku było... To imię chyba ma coś wspólnego z orientacją, bo już drugi romansuje sobie z chłopcem. Druga historia z romansem na tapecie. Normalnie chyba dostałabym alergii, ale nie tym razem... Tu też było uroczo, a postacie były kochane. Simon Spier to zwyczajny licealista, kocha Oreo, „Harry'ego Pottera”, chodzi na kółko teatralne, ma swoją paczkę przyjaciół i trochę pokręconą rodzinkę. Nikt nie wie, że jest gejem i w sekrecie ma chłopaka. Tak naprawdę nigdy nie spotkał się z Blue, nie wie, jak wygląda, ale wie, że chodzą do tej samej szkoły. Mailują ze sobą już od pewnego czasu i wydaje się, że są dla siebie stworzeni. Wszystko się komplikuje, kiedy jeden z chłopaków z kółka teatralnego dostaje się na pocztę Simona i zaczyna go szantażować. Czytając ma się wrażenie, że Simon jest po trochu jak ty sam, nie da się przestać, bo podświadomie chce się wiedzieć, kim jest Blue, a autorka pisze w taki sposób, że traci się poczucie czasu.


„Królowa Cieni” - Pani Maas nie mogło zabraknąć w tym wątku! Po raz kolejny przenosimy się do Erileii, żeby znowu dać się uczuciowo skopać! Więcej stron, więcej postaci, więcej rozwiązań i nowych pytań. Aelin Ashryver Galathynius powraca do Adarlanu skopać kilka tyłków i odzyskać to, co wiele lat temu jej odebrano. Dorian Haviliard pozostaje zniewolony przez demonicznego księcia Valgów, pozbawiony własnej woli powoli zaczyna się poddawać. Chaol Westfall i Aedion Ashryver wraz z resztą rebeliantów starają się stawiać opór królowi. Manon i Trzynastka zaczynają mieć coraz więcej podejrzeń odnośnie współpracy wiedźm z księciem Perringtonem. To już standard, że kolejne części „Szklanego Tronu” są coraz większą huśtawką emocjonalną, autorka odsłania nam coraz więcej prawdy, czasami nawet myślałam, że postanowiła wyłożyć wszystkie karty na stół, ale... Hm, jak ją znam to w kolejnej części okaże się, że guzik wiemy! Na pewno zaskoczyła mnie zakończeniem. Pierwsza i czwarta część to jedyne, które na koniec nie rozbiły mnie na kawałki. Skończyło się niedowierzaniem, że jest dobrze i wielkim niepokojem z tyłu głowy po odkryciu z kim teraz będą walczyć moje dzieci.

„Ukryta Wyrocznia” - Apollo! Moje dziecko złote! No chciałby, tak serio to się wkopał i jest teraz jakimś śmiertelnym frajerem, którego życie jest bardziej przegrane od mojego. Jakiś czas po wydarzeniach z „Krwi Olimpu” nasz ulubiony bóg zostaje wykopany do Nowego Jorku w ciele piętnastoletniego Lestera. Z miejsca trafia na uliczny gang i zostaje okradziony, a potem zniewolony przez małą dziewczynkę. Riordan nadal jest w formie, „Ukryta Wyrocznia” pod względem zabawności przebija wszystkie serie. Poza tym mamy Percy'ego, który chyba wziął przykład z „Free”, Nico i Willa, którzy są po prostu I – D – E – A – L – N – I, no i piękną przemianę zapatrzonego w siebie Apolla, do którego dociera, że powinien być lepszym ojcem i lepszym... Człowiekiem? Bogiem? Przegrywem? Poza tym jest to bardzo dobry wstęp do całej serii, a Riordan genialnie łączy wątki z tym, co już było. Nie mogę się już doczekać kolejnej części. Podobno ma być Jason. Szybki rachunek Apollo + Will + Nico + Jason = JASON GRACE OPIEKUNKA DLA NASTOLETNICH KLUCH NA CAŁY ETAT! Chcę. Bardzo.

„Mroczniejszy Odcień Magii” - Loooondyn! Magiczny Londyn! A nawet kilka! Jestem w niebie. Wzięłam ze względu na polecanie mi autorki. Wzięłam bo to mój ulubiony gatunek i zapowiadało się świetnie. Trzy magiczne Londyny i jeden bez magii. Jeden z nich został zupełnie zniszczony, a reszta się od niego odcięła, żeby zaraza nie wdarła się do reszty światów. Od tego czasu podróżować między miastami mogą jedynie magowie krwi. Ostatnim z nich jest Kell, chłopak uprawia przemyt między Szarym, Czerwonym i Białym Londynem, aż pewnego dnia w jego ręce trafia przedmiot z Czarnego Londynu – świata zniszczonego przez magię. Wiecie co diabełki lubią najbardziej? Międzywymiarowe magiczne zamieszanie z udziałem mrocznych artefaktów! Przy okazji kochany książę i zabawa moimi uczuciami. Przygoda! Ja chcę więcej!





„Miedziana rękawica” -Powracamy do Magisterium razem z Calem, Aaronem i Tamarą. Przysięgam, ta trójca to stan umysłu! Jak to z nimi bywa, wkopali się w kłopoty, dali nogę, a potem już w ogóle zabalowali. Poszło oczywiście o tytułową rękawicę, a przy okazji o ojca Calluma i Wroga Śmierci. Po zakończeniu ostatniej części spodziewałam się, że kolejna wytarga mnie emocjonalnie. Stało się, ale chyba bardziej sponiewierała mnie końcówka. Co się tam…? Ja naprawdę sama nie wiem, jak mam się wyrazić o tej książce. Kocham ją całym sercem, dzieciaki są przecudownymi postaciami, a cała magiczna otoczka mnie porwała już dawno temu. Poza tym uwielbiam konwencję bez wyraźnego podziału na dobrych i złych i zastanawiam się jak autorki to rozwiążą. (Dajcie mi już trzeci tom! Resztę też!)





„Pani Noc” - Hello there! Clare po raz drugi na liście, tym razem z nową odsłoną Świata Cieni. Czekałam na to od zakończenia  „Miasta Niebiańskiego Ognia”, przysięgam, że Nocni Łowcy uzależniają. Kilka dobrych lat po Mrocznej Wojnie Emma Cartstairs stara się rozwiązać sprawę morderstwa jej rodziców. W Los Angeles dochodzi do kolejnych mrocznych zabójstw, a w Instytucie pojawiają się faerie z prośbą o pomoc i uprowadzonym bratem parabatai Emmy. W sumie o Julianie i Emmie wszystko było wiadomo, ale siedzę cicho. Clare funduje nam sporą dawkę nowych postaci i nowe spojrzenie na wykreowany przez nią świat. Cegła z niej, ale czyta się błyskawicznie. Tutaj też czekam na kolejny tom. Więcej Marka i Ty’a proszę! No i Magnusa, seria o Nocnych Łowcach bez mojego ukochanego czarownika nie byłaby tym samym.

63. "Musi pani przeprowadzić dla mnie sekcję zwłok."

poniedziałek, 16 stycznia 2017 Brak komentarzy:
Abgeschnitten

Autorzy:
Sebastian Fitzek, Michael Tsokos
Tłumaczenie: 
Barbara Tarnas, Viktor Grotowicz
Wyd.: Amber

Ocena Cupcake.: 9/10

Opis fabuły:
Paul Herzfeld jest znanym i cenionym lekarzem medycyny sądowej, kierownikiem Wydziału Medycyny Sądowej w Federalnym Urzędzie Kryminalnym. Linda, graficzka, młoda rysowniczka komiksów pełnych przemocy uciekła przed byłym facetem na wyspę, poszukując spokoju. Ich los splata się, gdy Paul znajduje w głowie trupa kapsułę z numerem telefonu, a kobieta wpada na plaży na topielca. Linda będzie musiała przeprowadzić sekcję zwłok pod telefoniczne dyktando profesora. Co skrywa ciało topielca? Gdzie ukryty będzie kolejny ślad?

Pierwsze, co mogę powiedzieć - zwroty akcji gwarantowane! W tej książce niczego nie możemy być pewni. Przyjmujemy kolejne założenia za pewnik, myślimy, że przejrzeliśmy autora, podczas gdy to on wodzi nas za nos i w sprawny sposób podsuwa nam kolejne "wskazówki", by wywrócić wszystko do góry nogami. Wierzcie mi, pewnej rzeczy byłam pewna od początku, a pod koniec wszystko okazało się być czymś zupełnie innym. Dodajmy do tego naturalistyczne opisy z sekcji zwłok, dreszczyk grozy oraz ciekawych bohaterów - i oto czym są Odcięci.

Muszę się przyznać, że na początku książka szła mi dość topornie i myślałam, że się na niej porządnie zawiodę. Przez długi czas myślałam nad pójściem w kierunku medycyny sądowej, więc zapowiedź dokładnych opisów sekcji wydawała mi się niezwykle ciekawą i kuszącą opcją. Książka rozkręca się w trakcie, by pod koniec zupełnie rozłożyć czytelnika na łopatki.

@chaos_cupcake
Sprawne pióro obojga autorów z pewnością ma tu duże znaczenie. Naturalistyczne opisy sekcji, żywe obrazowanie tego, co spotykało postaci - cały czas miałam wrażenie, jakbym stała tuż obok i wszystkiemu przyglądała się sama. Każdy element był tu na swoim miejscu, sprytnie podsuwane wskazówki, gra słów, która zupełnie myli czytelnika i sprowadza jego myślenie na tory, którymi chce poprowadzić nas autor - podczas gdy prawda jest zupełnie inna. Chapeau bas.

Wielkim plusem książki są zdecydowanie interesujący, charyzmatyczni bohaterowie. Możnaby tu wymieniać wszystkich po kolei: od Paula (którego sposób bycia zupełnie mnie kupił) i Lindy (tak pewnej siebie, lecz złamanej przez los, jaki ją spotkał), przez energicznego syna ministra - Ingolfa, po przerażających psychopatów. Postaci są wyraziste, mają świetnie zarysowane charaktery i każda z nich ma w sobie coś niezwykłego. Nikt nie jest tu "kartonowy", Każdy tworzy pewien element układanki, która całościowo świetnie ze sobą współgra. Bohaterowie z zamiaru inteligentni, tacy właśnie są i to w sposób, który potrafi zaskakiwać. Jedyne, co pozostawiło tu pewien niedosyt to to, że dostaliśmy zdecydowanie za małą dawkę pokrętnej logiki psychopaty. Było kilka naprawdę dobrych fragmentów dotyczących szaleńców, były jednak bardziej drobnym smaczkiem, który fajnie byłoby bardziej rozwinąć.

Muszę przyznać, że gdy już Odcięci mnie wciągnęli, nie było powrotu. Masa zwrotów akcji i wodzenia czytelnika za nos, czyli coś co uwielbiam, świetnie zgrało się z opisami sekcji. Całość prezentuje się naprawdę dobrze, thriller trzyma w napięciu - nie możemy się spodziewać, co spotka bohaterów już na kolejnej stronie...

Czytaliście? Zainteresowani? :)

Za możliwość "przyjrzenia się" sekcjom oraz przeżycia tylu zwrotów akcji

62. "Magiczny kamień, który nazywa się magia."

wtorek, 10 stycznia 2017 Brak komentarzy:
Seria: Odcienie Magii
Tytuł: Mroczniejszy odcień magii
Autor: Victoria E. Schwab
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 407
Ocena: 8/10
Opis: Witajcie w Szarym Londynie – brudnym i nudnym, pozbawionym magii, rządzonym przez szalonego króla Jerzego III. Istnieje też Czerwony Londyn, w którym w równej mierze szanuje się życie i magię, oraz Biały, miasto wycieńczone wojnami o magię. A niegdyś, dawno temu, istniał jeszcze Czarny Londyn... Teraz jednak nikt o nim nawet nie wspomina.
Oficjalnie, Kell jest podróżnikiem z Czerwonego Londynu – jednym z ostatnich magów, którzy potrafią przemieszczać się pomiędzy światami – i działa jako posłaniec między Londynami i ambasador Czerwonego królestwa rodziny Mareshów. Nieoficjalnie, uprawia przemyt – bardzo niebezpieczne hobby, o czym przekonuje się na własnej skórze, kiedy wpada w pułapkę wraz z zakazanym przedmiotem z Czarnego Londynu. Ucieka więc do Szarego, gdzie z kolei naraża się Lili Bard, złodziejce o wielkich aspiracjach. To właśnie z nią Kell wyrusza w podróż do alternatywnej krainy, której stawką jest uratowanie wszystkich światów…


Przeczytaj! Będzie fajnie! To będzie dobre! Tak mi mówili, a nikt nie ostrzegał! Nikt! Wiedzą, że kocham spoilery, więc mogli ostrzegać! A ja ostrzegam, że pod koniec będą oznaczone spoilery, bo ta kobieta przegięła! Pobiła na głowę nawet moje najwredniejsze pomysły i plany! Panie i panowie: Victoria E. Schwab, autorka, która wygrywa statuetkę książkowego mordercy roku 2016! A konkurencja wcale nie była łatwa.
Powracamy do londyńskiego fetyszyzmu, nie ma bata. Moje ulubione miasto, mój ulubiony gatunek i do tego przedni pomysł. Przygoda zaczęła się w sierpniu, kiedy ktoś na książkowej grupie polecił mi tą oto panią, a w tym samym momencie moja genialna mame kazała mi wydać punkty do empiku bo akurat kończył się program lojalnościowy. Wynik takiego równania to żadna tajemnica. Kilka dni później w paskudną pogodę leciałam odebrać paczkę z salonu, a i przy tym trafiła się przygoda. Na koniec mi powiedzieli, że jeszcze kilka książek i mnie zamordują. Podchodziłam do tego jak student do nauki, tylko mi serio zawsze coś wypadało. W końcu mogę powiedzieć: Niczego nie żałuję! Niczego, niech to diabli!

Na rzece, na moście ze szkła, brązu i kamienia...”

Cztery Londyny, pozbawiony magii, magiczny i piękny, walczący o magię i zniszczony przez magię. Szary, Czerwony, Biały i Czarny. Drzwi do tego ostatniego zamknięto wiele lat temu, od tego zaczęła się walka o magię w Białym Londynie. Czerwony Londyn to kraina pełna magii, żywa i w pełni rozkwitu. Jeśli mowa o ostatnim to jest nam dobrze znany, Londyn w niedokładnie określonym okresie rewolucji przemysłowej albo trochę wcześniej. Pozbawiony magii, rozwijający się we własny sposób. Łączy je jedynie nazwa i fakt, że leżą nad tą samą rzeką, poza tym to cztery różne światy. Poza tym jest Kell – adoptowany syn rodziny królewskiej z Czerwonego Londynu, ostatni z dwóch antari – magów krwi, którzy jako jedyni są w stanie podróżować między światami. Drugim jest Holland, raczej nieprzyjemny gość, ale to nie do końca jego wina. Poza tym na scenie mamy Rhya – przybranego brata Kella, kochanego przez wszystkich księcia, Lilę – złodziejkę z Szarego Londynu, Athosa i Astrid – bezlitosne bliźnięta władające Białym Londynem oraz kamień – mroczny artefakt z Czarnego Londynu. Dalej mamy gonitwę pomiędzy światami, łamanie praw, których łamać się nie powinno bo będzie bigos i niezłą dramę.

W twoim świecie magia jest rzadkością. W moim równie dziwny jest jej brak.”

Sam zamysł był na tyle dobry, że nie miałam zbyt dużego dylematu, co chcę czytać. Wykonanie też wypada świetnie, chociaż nie idealnie. Miałam nadzieję na więcej informacji o Czarnym Londynie i magicznej zarazie. Chciałam, żeby ktoś odkrył trochę więcej tajemnic. Może trochę lepiej opisać świat przedstawiony i byłabym w pełni zadowolona. Trochę mi się przeciągało czytanie. Czasem po prostu opisy były zbyt rozwlekłe, ale autorka nadrabia bohaterami, szczególnie Rhy i Kell mnie do siebie przekonali. Na duży plus zasłużyły też sceny walki magów, wgniotły mnie w kanapę i ulubiony kocyk. Nawet nie musiałam się starać z wyobrażaniem sobie tego, jakbym oglądała dobry serial. Pod koniec też opisy przeżyć Kella nie pozwalały mi odłożyć książki ani na chwilę. Spisek sam w sobie był świetnie przemyślany, czasami mamrotałam, że główni bohaterowie zapominają o niektórych fragmentach układanki, a potem one wracały i okazywało się, że to mi coś wypadło z głowy.

Potwory nie mdleją w obecności dam.”

Jak już wspominałam, postacie to jedna z mocniejszych stron książki. Rhy, ten ukochany przez wszystkich książę, czasami zachowuje się trochę jak dziecko, robi się zazdrosny o Kella i wpada na głupie pomysły. Trochę zbyt ufny przez co narobił bałaganu. Nie jest zbyt utalentowany jako mag, ale nadrabia całą resztą. To ten uroczy. Kell, czyli początek kłopotów. Trochę zagubiony chłopiec, prowadzący zakazany handel wymienny między światami i od tego zaczyna się ten dramat. Niańka i ukochany brat księcia, najbardziej mnie ruszyły jego powiązania z przybraną rodziną. Słodko – gorzkie, kochają się, ale jednak chłopak czuje, że jest bardziej ich własnością. Na koniec Lila „Nie wiem co tu robię, ale beze mnie to się rozpierdzieli” Bard. Drobna złodziejka z pazurem. Charakterna, goniąca za przygodą, a jej największym marzeniem jest piracki statek... Lubię ją. Cholera, nawet uwielbiam, bo to ani kluchowata klucha ani „Jestem silna, niezależna i wszyscy mnie wielbią”. Poza tym podobało mi się, że podczas przedstawiania postaci, które jakieś znaczenie dla historii miały, autorka naprawdę mi ich przybliżała.

Magia jest naprawdę piękną chorobą.”


Co muszę przyznać to to, że autorka jak już postanowi podzielić się większą ilością informacji, to wychodzi jej to genialnie. Jak już wspominałam, sceny walki są świetnie napisane. Świętowanie urodzin księcia mnie porwało, było tak magiczne i piękne, że mogłabym prosić o samo opowiadanie tylko o nich (tylko bez dramy, żeby nie psuć sobie zabawy). Zakochałam się w Czerwonym Londynie, w tym jednym świecie nic mi nie brakowało. Szary Londyn był zwyczajnie szary, ale o to chodziło. Za to Biały... Brakowało mi trochę więcej tego czegoś. Wyblakły i przerażający świat trochę za mocno mi się spłaszczył. Potrzeba mi więcej wyjaśnień czemu ten świat skończył właśnie w ten sposób, czemu magia tak tam reagowała i jak konkretnie miało na to wpływ zamknięcie drzwi do Czarnego Londynu. Wiem tyle, że jest źle, a wszystko przez odcięcie się światów od siebie. Na pewno dla fanów miejskiego fantasy i magicznych wymiarów będzie to świetna zabawa. Tylko trochę więcej informacji o świecie przedstawionym i mniej rozpisywania się nad najróżniejszymi różnościami. Jednak nie potrzebowałam aż tyle przypominania, że Lilę ciągnie do przygody czy jak niebezpieczna jest mroczna magia. Tego nie trzeba przypominać w prawie każdej części. Ostatecznie na plus zasługuje piękne wydanie – piękne strony tytułowe każdej części, klimatyczna okładka i śliczny grzbiet. Jeszcze większym plusem będzie informacja, kiedy po polsku będą kolejne części. Ja tu umieram z niecierpliwości, ślicznie proszę szanowne wydawnictwo o nieprzedłużanie tych cierpień zbyt długo. Wiem, że poza tym jest sporo pracy, ale będę wdzięczna nawet za jakieś informacje, kiedy można się czegoś spodziewać?
Na koniec SPOILER, SPOILER, SPOILER! CIEKAWYCH ZAPRASZAM NIŻEJ, RESZTA MOŻE SKOŃCZYĆ CZYTAĆ!
Tak, postanowiłam się wyżalić, bo po prostu psychika mi wysiadła. Z jednej strony to na pewno plus dla autorki, ale miałam wrażenie, że chce mnie zamęczyć. Bo nie ma to jak pokochać postać całym sercem, a tu niespodzianka – jaśnie panicz umiera i zmartwychwstaje po kilka razy, a za każdym już naprawdę myśli się, że już po nim. Pani Schwab chyba lubi odwlekać śmierć ile się da, żeby trzymać czytelnika w niepewności. Pod koniec to samo, chociaż druga ofiara już nie przeżyła. (Raczej, bo diabli wiedzą, co będzie w kolejnej części.)

Popularne posty